Wyzwania męskiego świata
Dwa wojskowe hełmy z cyfrowymi wzorami kamuflażu spoczywają na ciemnej powierzchni, uosabiając wyzwania świata mężczyzn. Światło rzuca cienie, podkreślając teksturowane powierzchnie ubrań. Słabo oświetlone tło dodaje kontrastu tym symbolom męskiej determinacji i odporności.

Czy istnieje jeszcze coś takiego jak „męski świat”?

Chciałoby się odpowiedzieć, że tak, że przecież są zawody, w których to mężczyźni sprawdzają się lepiej niż kobiety, biorąc pod uwagę jedynie różnice biologiczno – fizyczne. Jednak odpowiedź nie jest ani jednoznaczna ani prosta. Z moich osobistych obserwacji wynika, że w świecie, który jest zdominowany przez mężczyzn lepiej odnajdują się kobiety (jednak ten konkretny wątek poruszę w kolejnych artykułach, w obecnym chcę skupić się jedynie na mężczyznach). Oczywiście nie nawiązuję tu do kwestii kompetencji zawodowych, ale o umiejętność funkcjonowania w danym środowisku. Mam świadomość, że kobiety w zawodach mundurowych to temat rzeka, a z drugiej strony nikt nie chce poruszać tego drażliwego tematu, gdyż ma on również swoją „ciemną stronę”. Chciałam się jednak skupić na mężczyznach, na świecie, który został stworzony „dla nich”, na świecie, który miał kolokwialnie rzecz ujmując zapanować nad ich „testosteron” oraz umiejętnie go wykorzystać.

Zapytacie pewnie jak to jest pracować w „świecie typowo męskim”? Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia, gdyż nigdy nie chciałam być jego częścią, samo słowo „rozkaz” działa na mnie jak płachta na byka, powoduje automatyczny opór, a ilość przekleństw w wypowiadanym zdaniu czy ilość dymu papierosowego powodowały zawroty głowy. 

Nie chciałam stawać się „jedną z nich”, moim zadaniem było im pomagać, wspierać ich, chronić ich zdrowie psychiczne (na ile to było możliwe), dlatego nie wchodziłam do ich „męskiego świata”. Starałam się towarzyszyć im, być z boku, obserwować, a co najważniejsze poznać ich, jako ludzi, a nie, jako ludzi w mundurach. Mężczyźni w mundurach, co wyszło mi w licznych testach psychologicznych, postrzegają się w dużej mierze jedynie przez pryzmat swojej zawodowej roli. Widzą siebie, jako Ja – żołnierz, Ja – funkcjonariusz. W artykule będę odnosiła się do pojęcia Ja, jako reprezentacji poznawczej, czyli do wiedzy na temat siebie samego. Stąd też liczne głosy, iż żołnierze/funkcjonariusze mają bardzo duże problemy w odnalezieniu się w życiu cywilnym, skoro widzą siebie jedynie przez pryzmat Ja-żołnierz, Ja-funkcjonariusz.

Kilku żołnierzy w kamuflażowych mundurach i hełmach siedzi z tyłu otwartego pojazdu wojskowego, tyłem do kierunku jazdy. Noszą taktyczny sprzęt i plecaki, uosabiając wyzwania męskiego świata. Światło słoneczne rzuca cienie, podkreślając fakturę ich ubioru i metalową ramę pojazdu.

Z perspektywy psychologa wojskowego...

Jako psycholog nie chciałam ich postrzegać jedynie przez pryzmat ich pracy, jednak to poczucie Ja – żołnierz, Ja – funkcjonariusz jest tak silnie ugruntowane, że dopiero w technikach projekcyjnych (metody badania osobowości polegające na spontanicznych i nieuświadomionych skojarzeniach), można było zauważyć przebłyski ich wewnętrznego Ja. Przebicie się przez ten pancerz czasem było niemożliwe, wręcz sami mężczyźni nie chcieli widzieć innego Ja, tak jakby z każdym rokiem zatracali swoją wewnętrzną cząstkę Ja. Z psychologicznego punktu widzenia nie jest to „zdrowe” podejście, jednak patrząc przez ich pryzmat zawodowych obowiązków niestety ma to już sens. Najlepiej jakby była zachowana równowaga między Ja – prywatne, a Ja – zawodowe. Niestety instytucje mundurowe są bardzo specyficzne, z roku na rok widziałam jak z młodych poborowych ulatuje zapał, energia, jak pochłania ich system, który z czasem staje się ich całym życiem, wręcz sposobem myślenia. Czy walczyłam z systemem? Właściwie to nie, gdyż w momencie, kiedy spojrzałam na to wszystko z perspektywy „pracodawcy” i tego, czego wymaga się od żołnierzy czy funkcjonariuszy zrozumiałam, że ma to sens. Może nie jest to dostosowane do współczesnego pokolenia mężczyzn, ale jest dostosowane do zawodu żołnierza czy funkcjonariusza, który tak de facto się nie zmienił. Nadal wojna to wojna i nie ma znaczenia, w którym roku do niej doszło. Dlatego tak ważne jest, aby „budować” silną tożsamość służb mundurowych. Jeżeli żołnierz nie utożsamiałby się z wojskiem, nie postrzegałby się przez pryzmat Ja – żołnierz to sądzę, że w momencie konfliktu zbrojnego, rzuciłby zwolnieniem lekarskim i złożył dokumenty do cywila. Tożsamość budowana jest stopniowo. Młodzi mężczyźni zaczynający swoją przygodę w służbach mundurowych najpierw wszystko chłoną, jest ekscytacja, pozytywne nastawienie, chęć nauki. To jest ten czas, kiedy kładzie się duży nacisk na budowanie tożsamości żołnierza/funkcjonariusza.

W momencie, kiedy następuje spadek ekscytacji, dochodzi do zdarzenia z rzeczywistością, a są nią predyspozycje, osobowość, temperament, charakter danej osoby. Jeżeli mężczyzna spełnia wymogi psychiczne, posiada określone predyspozycje wymagane na danym stanowisku, jego dalsza „socjalizacja” przebiega bez większych zakłóceń. Oczywiście rzadko to się zdarza, zazwyczaj w pewnym momencie „organizm” zaczyna się bronić, przeciwstawia się „socjalizacji”. Następuje rozłam na dwie grupy. Do pierwszej z nich należą osoby, które postrzegają swoją służbę jedynie, jako pracę, nie utożsamiają się z nią. Tu raczej do „socjalizacji” nie doszło, a przynajmniej nie do tego stopnia, aby wytworzyć Ja – żołnierz. Do drugiej grupy należą osoby, które nadal walczą. Można powiedzieć, że „socjalizację” przeszli pomyślnie, ale buntują się przeciwko systemowi. Ta grupa najbardziej jest zagrożona i najczęściej dochodzi u niej do zaburzeń i chorób psychicznych. W tej grupie poziom frustracji jest na bardzo wysokim poziomie, co sprawia, że tracą najwięcej i w życiu zawodowym i prywatnym. Jest również i trzecia grupa, która wstąpiła w szeregi służb mundurowych to osoby, których sytuacja życiowa zmusiła do podjęcia takiej decyzji i osoby, którym została narzucona taka decyzja. W tej grupie trudno jest określić jak zakończy się „socjalizacja”, jest to zbiór najbardziej niepewnych i niestabilnych żołnierzy czy funkcjonariuszy. Jednym z najbardziej wpływowych czynników „socjalizacyjnych” jest czas spędzony w służbie. Nie ma znaczenia, do której grupy należała dana osoba, im dłużej przebywa w tym systemie tym bardziej jest od niego uzależniona i nie potrafi z niego zrezygnować, a poziom frustracji i zniechęcenia z każdym rokiem rośnie i zbiera swoje żniwo w życiu prywatnym.

Pomoc psychologiczna w służbach mundurowych...

Pomoc żołnierzom czy funkcjonariuszom jest bardzo trudna. Z jednej strony trzeba pomóc osobie, jako indywidualnej jednostce, a z drugiej trzeba pamiętać, że została ona „socjalizowana” w konkretnym celu. Będąc psychologiem ma się świadomość, że tego typu działania nie wpływają pozytywnie na zdrowie psychiczne. Czasem myślę, że osoby, które wytworzyły osobowość mnogą najlepiej odnalazłyby się w służbach mundurowych.
Czy to oznacza, że do służb powinny być przyjmowane osoby z dysocjacyjnym zaburzeniem tożsamości (wytworzenie się dodatkowych osobowości, które przejmują kontrolę nad zachowaniem człowieka), a może „socjalizacja” ma doprowadzać do rozdwojenia jaźni (jest to zaburzenie psychiczne, tzw. osobowość wieloraka)? Miałoby to sens, gdyby człowiek świadomie mógłby „włączać określoną osobowość”. Niestety zaburzenia te polegają na nieświadomym przejmowaniu kontroli nad zachowaniem człowieka przez konkretną osobowość. Dodatkowo „osobowości te nie kontaktują się ze sobą”, każda z nich ma oddzielną pamięć i nie jest świadoma istnienia innej osobowości. Czemu w ogóle pomysł z osobowością wieloraką? Gdyż coś podobnego można zaobserwować u żołnierzy, którzy wyjeżdżali na misje poza granice kraju. Zdarzały się nawet osoby, które były uzależnione od wyjazdów na misje, jak tylko nadarzała się okazja to składały „kwit” z prośbą o udzielenie pozwolenia na wyjazd. Z jednej strony żołnierze motywowali swój wyjazd chęcią zarobienia dodatkowych pieniędzy, a z drugiej strony mówili mi wprost „Tam nie ma problemów typu k*tas”. To tak jakby prowadzili dwa odrębne życia. Skoro instytucja mundurowa „socjalizowała” ich do osobowości Ja – żołnierz to najlepszym dla nich miejscem były misje. Tam ich osobowość idealnie pasowała, nikt nie wymagał, aby przechodzili na tryb Ja – partner, Ja – ojciec itp. Można powiedzieć, że w kraju doznawali rozdwojenia jaźni, · bo z jednej strony wymagano od nich osobowości Ja – żołnierz, a z drugiej strony wracali do rodzin, gdzie ta osobowość kompletnie się nie sprawdzała. Niestety, ale jest bardzo trudno na zawołanie wyłączyć jedną osobowość, a inną włączyć. Z czasem, któraś z osobowości zaczyna dominować, jest to zazwyczaj osobowość Ja – żołnierz, gdyż wiąże się to z ilością godzin spędzonych w danym środowisku. Nie ma możliwość, aby środowisko, w którym żyjemy nie miało wpływu na nas samych.

ptsd trauma

Jak wygląda życie bez munduru?

Instytucje mundurowe posiadają jednak jeszcze kilka bardzo charakterystycznych czynników, które wpływają na „wychowanie” w „Męskim świecie”. Jednym z nich jest jasno i bardzo stanowczo określona hierarchia wobec stopni. Sposób przemieszczania się żołnierzy na terenie jednostki, oddawanie honorów bazuje na hierarchii. W teorii jasno jest określone, jakie wymagania musi spełnić żołnierz, aby uzyskać awans, w praktyce różnie to bywa i jak wiadomo niekonieczne idzie to w parze z kompetencjami. Umiejętności, które musi posiadać żołnierz wiążą się również z jego poczuciem bezpieczeństwa, im lepiej wyszkolony żołnierz tym stres na polu walki jest mniejszy. Tu wchodzi kolejny czynnik, a mianowicie „wykonać rozkaz”. Wiele razy słyszałam zdanie „Żołnierz nie myśli, żołnierz wykonuje” i żołnierze go rozumieją, niestety cywile już nie i jest to dość krzywdzące, gdyż stawia żołnierzy w bardzo złym świetle. Proszę sobie wyobrazić sytuację, kiedy żołnierz jest na wojnie, pod ostrzałem i dostaje rozkaz, „zlikwiduj cel”. Czy to jest odpowiedni moment, aby żołnierz myślał jak ma to zrobić??? To jest moment, kiedy ma wykonać rozkaz, nie ma czasu na myślenie, jak, po co, dlaczego. Największą rolę odgrywa tu właśnie szkolenie, pamięć mięśniowa. Żołnierz nie może myśleć o tym jak ma użyć broni tylko jej używa, akcja – reakcja. To jest czas, kiedy zagrożone jest jego życie i trudno tu mówić o racjonalnym myśleniu. Jeżeli żołnierz nie wyrobi nawyku „rozkaz – wykonać”, czyli wykorzystywać swoich umiejętności po najkrótszej drodze neuroprzekaźnikowej, dopóty nie będzie w pełni wyszkolony. To tak jak z zamykaniem drzwi na klucz, po prostu to robimy, nie zastanawiamy się nad tym, wręcz nawet nie pamiętamy czy zamknęliśmy te drzwi. W podobny sposób ma działać żołnierz na wojnie, oczywiście jest to bardzo uproszczony schemat, ale daje już pewien zarys tego, czemu żołnierz ma się skupić jedynie na wykonywaniu. Żołnierza czy funkcjonariusza szkoli się przez kilka, a nawet kilkanaście lat, wpaja mu się określone zasady, regulaminy, sposoby działania, a nawet myślenia, tworzy się osobowość Ja – żołnierz, Ja – funkcjonariusz. To teraz zastanówmy się jak w pełni wyszkolona osoba ma się odnaleźć w życiu poza mundurem? Jak ten człowiek ma funkcjonować w swojej rodzinie, która oczekuje od niego zupełnie czegoś innego? 

Na chwilę obecną są trzy możliwości. Żołnierz/Funkcjonariusz nie „przyjął” pełnego wyszkolenia, nie powstała osobowość Ja – żołnierz, Ja – funkcjonariusz. Można uznać taką osobę za niezdolną do pracy w terenie, poza jednostką. Jeżeli żołnierz/ funkcjonariusz wytworzy osobowość Ja – żołnierz, Ja – funkcjonariusz wiele zależy od jego sytuacji rodzinnej. Rodzina może być wspierająca, a przynajmniej „nieprzeszkadzająca”, czyli nie będą angażować żołnierza/funkcjonariusza w życie rodzinne, będzie on rodzajem „gościa” w domu, będzie to miało bardzo negatywne i poważne konsekwencje w momencie przejścia na emeryturę. Jeżeli rodzina podejmie walkę i będzie starała się angażować go w życie rodzinne może to doprowadzić do rozpadu rodziny lub wypracowania umiejętności, która pozwoli wyciszyć osobowość Ja – żołnierz, Ja – funkcjonariusz do tego stopnia, że będzie możliwa satysfakcjonująca egzystencja na obu tych płaszczyznach.

Grupa żołnierzy w mundurach maskujących i czarnych butach maszeruje w szyku, uosabiając dyscyplinę i jedność często wymaganą przez męskiego świata. Widoczne są tylko ich dolne partie ciała, ustawione w precyzyjnych rzędach na utwardzonej powierzchni, podkreślając jednolitość i precyzję.

Trudne wybory...

Bycie żołnierzem/ funkcjonariuszem nie jest łatwe. Najwięcej trudności sprawia zachowanie równowagi między osobowościami, odnalezienie się i w życiu cywilnym i mundurowym. Wszelkie te trudności, stres, frustracja niestety sprzyjają uzależnieniom, zwłaszcza od alkoholu oraz zaburzeniom psychicznym. Pamiętam jak jeden z psychiatrów opowiadał mi jak do jego zakładu przyjeżdżają na wakacje żołnierze. Trochę mnie zdziwiło słowo „wakacje”. Moje rozumowanie było proste, jeżeli jest się chorym idzie się
na zwolnienie i się człowiek leczy, a na wakacje jedzie się, aby odpocząć. Okazuje się, że dla żołnierza/funkcjonariusza nie jest to takie proste. Czy coś jest zaburzeniem czy chorobą psychiczną określa ICD-11 lub DSM-4. Żołnierz/Funkcjonariusz, jeżeli ma dłuższe zwolnienie musi ponownie przejść komisję lekarską, która ocenia jego zdolność do służby. Okazuje się, że mundurowi nie przyznają się do tego, iż leczą się psychiatrycznie. Obawiają się, że to całkowicie przekreśli ich kariery w służbie i tym samym będą musieli przejść do cywila. Niby nic wielkiego, każdy zmienia pracą, ale dla człowieka, którego praca w pełni ukształtowała/stworzyła to koniec świata. Z drugiej strony brak informacji o faktycznym stanie zdrowia powoduje zagrożenie dla reszty mundurowych. Teraz zastanówcie się, przed jakim dylematem stoi psycholog wojskowy, kiedy zauważy objawy zaburzenia psychicznego u żołnierza. Oczywiste jest, że trzeba pomóc żołnierzowi, ale trzeba równocześnie zadbać o bezpieczeństwo reszty mundurowych. Z drugiej strony ma się świadomość, że działanie może doprowadzić do zwolnienia żołnierza ze służby. Czasem odnosiłam wrażenie, że w środowisku mundurowych lepiej odbierane, a nawet akceptowane jest uzależnienie od alkoholu, (które również jest chorobą psychiczną) niż jakiekolwiek inne zaburzenie psychiczne. Mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że żołnierze swoim uzależnieniem maskowali „faktyczny” problem psychiczny. Obecnie w pracy cywilnej brane są pod uwagę nie tylko umiejętności, ale również kompetencje, predyspozycje i albo ktoś się nadaje albo nie. W służbach wygląda to zupełnie inaczej, bo z jednej strony najważniejsze są predyspozycje fizyczne, zdrowie, to za odnalezienie się w środowisku mundurowym najbardziej odpowiadają predyspozycje psychiczne, które nie muszą ujawniać się w zachowaniu. Są one oczywiście sprawdzane, ale co z tego, jeżeli tylko skrajne wyniki mogą nam zapewnić większe prawdopodobieństwo wystąpienia danego zachowania, skoro większość kandydatów uzyskuje wyniki mieszczące się w przedziale wyników średnich, czyli takich, które uzyskuje większa część społeczeństwa nie jesteśmy w stanie określić, jak kandydat się zachowa. Jeżeli nie ma przeciwwskazań, to się nadaje, ale to czy sobie poradzi i jak to wpłynie na daną osobę już nie jest istotne. Stąd może te liczne problemy w służbach, nikt nie sprawdza po roku czy dwóch jak kandydat rozwija się psychicznie czy jego dalsze szkolenie ma sens. Może dzięki temu „uratowałoby się”, chociaż kilkunastu ochotników przed całkowitym „wchłonięciem” przez system? 

Chciałam tak pokrótce przybliżyć to jak wygląda „Męski Świat”, z czym się zmaga, jak to wygląda od strony cywila i jakie są zagrożenia. Mam świadomość, że jest to jedynie kropla tego świata i po napisaniu nawet kilku książek temat ten nie byłby w pełni opisany. Jednak mam nadzieję, że odkryłam, chociaż rąbek tajemnicy, który pozwoli spojrzeć na ten świat od strony człowieka a nie systemu.

Umów sesję z autorką:

Categories: Artykuły

Pierwszy krok
może być
łatwiejszy
Zniżka 20PLN
na pierwszą sesję
KOD: HOLI20
*Wpisz podczas rezerwacji